Koszulka Active w Pirenejach
Zapraszamy na specjalną relację naszej klientki Aliny z Pirenejów! W roli głównej nasza koszulka z wełny merino z kolekcji Active. Ta wyjątkowa koszulka, wykonana z najwyższej jakości wełny merino, zapewnia nie tylko komfort noszenia, ale również doskonałe właściwości termiczne, które sprawdzą się w każdych warunkach pogodowych. Wełna merino charakteryzuje się naturalnymi właściwościami oddychającymi oraz odprowadzającymi wilgoć, co sprawia, że koszulka jest idealna zarówno do intensywnych aktywności fizycznych, jak i do codziennego noszenia. Dodatkowo, jest lekka, miękka i przyjemna dla skóry, co gwarantuje maksymalny komfort przez cały dzień. Nie przegap tej wyjątkowej okazji, aby poznać naszą kolekcję Active z wełny merino i przekonać się, dlaczego jest to wybór numer jeden dla wielu entuzjastów sportu i aktywności na świeżym powietrzu. Dołącz do nas, przeczytaj relację z Pierejenów i odkryj zalety wełny merino w praktyce!
Dane wyjściowe:
- Miejsce biegu: Pireneje, rejon Val d’Aran
- Dystans: 32km
- Przewyższenie 2100m
- Najniższy punkt : 995m npn
- Najwyższy punkt: 2500m npm
- Temperatura na początku dnia: +12 C, pochmurno wilgotno, chmury nisko zawieszone
- Temperatura w ciągu dnia i pod koniec biegu: +25-27, słonecznie, bezchmurnie, bezwietrznie
- W czasie biegu wypiłam co najmniej 4l płynów
- Bieg mi zajął ok.6.5h ( i był najtrudniejszym w moim życiu)
Noszę ją regularnie do biura do eleganckich spodni (naturalnie Elena), spódnic, jeansów, pod marynarki. Mąż uprał ją już nie raz w pralce na programie zupełnie nie „wool friendly” i nic, więc przyszedł czas na kolejny test – test w sporcie. Mimo że kolekcja Active jest stworzona po to, by uprawiać w tym ubraniu sport, dla mnie ta koszulka była zbyt elegancka. Ewentualnie założyłabym ją na trekking, ale żeby tak do biegania… Jakoś mi to nie grało. Do czasu. Zachęcona informacjami o tym, że ciało w wełnie nie nagrzewa się tak bardzo, jak w poliestrze, a mi wysokie temperatury bardzo dawały się we znaki, postanowiłam zaryzykować i zamienić ultra lekki, nowoczesny poliester na wełnę. Tym bardziej że warunki były sprzyjające do takiego testu: rano było zimno, pochmurno i wilgotno, a w ciągu dnia temperatura miała wzrosnąć o mniej więcej 15 stopni, a zachmurzone niebo miało się zmienić w bezkresny błękit. Ja na słońcu tracę 90% siły i zaczęłam szukać sposobów na ulżenie sobie w słoneczne, upalne dni. Zamiana koszulki poliestrowej na wełnianą wydawała się najprostszym rozwiązaniem.
[product id="1431, 1786, 1787, 2136"]
Przyzwyczajona do biegania w lekkich koszulkach poliestrowych, po założeniu koszulki wełnianej miałam wrażenie, że założyłam na siebie znaczące obciążenie, ale jak już miałam na sobie cały biegowy ekwipunek, waga koszulki przestała mieć znaczenie. Wychodząc na bieg, oprócz koszulki wełnianej mam na sobie wiatrówkę, która ma ochronić moje ciało przed szybką utratą temperatury w drodze na start i czekając na niego. Rozgrzewając się przed startem, rezygnuję jednak z kurtki. Mimo że jest tylko 12 stopni, wilgoć, a chmurę nad głową można dotknąć ręką (za chwilę wbiegnę w tę właśnie chmurę) nie odczuwam chłodu (pierwszy plus dla koszulki). Czekające ze mną na start dziewczyny nakładają na siebie kolejne koszulki poliestrowe, poprawiają rękawki – wszystko po to, by uchronić się przed chłodem. Ja odwrotnie – ściągam kurtkę, bo czuję, że jest mi ciepło. Oprócz tego mam specjalny plecak biegowy, w którym dźwigam 2 litry wody i inne "przydasie" na takim biegu.
Początek trasy
Trasa od razu prowadzi pod górę i bardzo szybko wbiegamy w las i chmurę, czyli dla osoby idącej na spacer z psem byłoby zimno i mokro. Dla biegaczy jest jeszcze przyjemnie. Niektórzy biegną w dwóch warstwach poliestru, mi w koszulce jest ani zimno, ani gorąco. Natomiast gdy wybiegliśmy w pierwsze promienie słońca po pierwszym punkcie odżywczym (czyli po ok. 8 km) poczułam przyjemny chłód na ciele, a nie jak zawsze uderzenia gorąca. Mam wrażenie, że koszulka pracuje razem ze mną, idealnie dostosowując się do otoczenia i potrzeb mojego ciała. Czyli chroni przed zimnem i wilgocią, gdy jestem w chmurze i natychmiast chłodzi i chłonie mój pot, gdy wbiegam na słoneczne odcinki.
Na drugim punkcie (czyli po 19 km i 3 h biegu) idę do łazienki i ze zdziwieniem odkrywam, że koszulka jest mokra, głównie w tych miejscach, gdzie materiał koszulki jest skrępowany plecakiem albo spodenkami. W ogóle nie odczuwałam tego, nie miałam też uczucia potu spływającego po kręgosłupie albo między piersiami. Jest godzina 11 i temperatura powietrza zbliżała się do wartości docelowych tego dnia, czyli +25 i pełne słońce.
Ruszam na ostatni trudny odcinek, czyli podbieg z 1144 m na 2500 m n.p.m. Już tylko przez chwilę biegniemy przez wilgotny od ostatnich ulew las, spowity resztkami chmur. Właśnie w lesie zaczynają mnie wyprzedzać najszybsi na tym biegu biegacze. Cechą charakterystyczną tych biegaczy, oprócz tempa, jest mokre ubranie, przylepione do ciał. Tak jakby chwilę wcześniej wyszli spod prysznica, widać jak pot kapie z ubrań.
Wraz z końcem lasu kończy się też chmura i już wiadomo, że do samego końca biegu trasa będzie przebiegać w pełnym słońcu, brak jakiegokolwiek podmuchu wiatru. Jeszcze jest mały stop na uzupełnienie płynów tuż przed ostatnim podejściem i w drogę. Z każdym krokiem czuję rosnącą temperaturę ciała i ratują mnie tylko cyfry: „jeszcze tylko 2 km w górę, a potem 6 km w dół”. Biegacze, którzy są za mną, przede mną, a szczególnie ci co mnie wyprzedzają, mają mokre ubrania bardziej lub mniej. Jest to widok, do którego byłam przyzwyczajona, ale odkąd biegnę w wełnie widok, jest dla mnie szokujący (i ta myśl: co im jest, przecież ja tak nie mam). Ostatnie 6 km to już walka o przetrwanie, która zajęła mi godzinę, zamiast max 40 minut. I jak by to górnolotnie nie brzmiało, ubranie było moim jedynym sprzymierzeńcem, bo nie potęgowało odczuwania temperatury otoczenia, nie grzeje mnie, wchłania pot jak gąbka. Powinnam się czuć w tym miejscu jak na patelni, wysokość i brak chmur robią swoje, a jest całkiem znośnie.
Do mety
I w końcu wpadam na metę, biję w dzwon, odbieram medal i z cierpiącej biegaczki staję się kobietą. Mogę spokojnie rozpiąć plecak, a nawet go zdjąć. I nadal nie wyglądam, jakbym wyszła spod prysznica w ubraniu. Nie czuję tego charakterystycznego zapachu potu zmieszanego z poliestrem, nowość w moim życiu.
To, czego często biegacze doświadczają na mecie to bardzo szybkie wychłodzenie organizmu. Ja zawsze na metę mam przygotowaną najcieplejszą bluzę, bo zazwyczaj w ciągu 30 min robi mi się przerażająco zimno, niezależnie od pogody, taką mam reakcję organizmu na wysiłek. Tym razem też na mecie czeka na mnie ciepłe ubranie, ale moja szara koszulka do zadań specjalnych daje radę i ciepła bluza zostaje w plecaku. W domu, jak już się rozebrałam z całego tego wyczynowego ekwipunku, stwierdziłam, że owszem koszulka jest mokra, ale trzeba wiedzieć gdzie patrzeć, żeby dojrzeć ślady wilgoci.
Kusiło mnie, żeby zostawić ją do wyschnięcia i potem założyć na drogę powrotną do Warszawy, ale ostatecznie przeprałam ją szybko przy użyciu zwykłego hotelowego żelu pod prysznic. Tylko 5 min roboty, a efekt jak z pralki z luksusowym płynem do płukania, który utrzymuje świeżość przez 10 dni. Jak ją zakładałam przed wyjazdem na lotnisko, nie miała najmniejszych oznak przebytego przeze mnie wyzwania.
Na wspólną rodzinną fotosesję z medalami i z tłem organizatora wybrałam się w czarnej Atlancie, kolejnej mojej miłości odzieżowej (szybki prysznic, wkładasz koszulkę, już bez żadnych staników, idziesz na miasto i wyglądasz jakbyś była na urlopie, a nie właśnie spaliła 8 tysięcy kilokalorii).
Czy jeszcze kiedykolwiek pobiegnę w innej koszulce? Tylko jak tę szarą mi ukradną/ zniszczą/albo będzie za zimno na krótki rękawek.
P.S. W maju biegłam w Bieszczadach inny bieg, w koszulce „merino” ( w cudzysłowie, bo skład to raptem 52% wełna, 35% lyocel i 13% nylon) znanej sportowej marki na I. Niestety nie doświadczyłam takiego pozytywnego efektu.
Podsumowując, moja ocena:
Komfort termiczny: 5/5
Oddychalność: 5/5
Szybkość schnięcia: 4/5
Wygoda: 7/5